Wiele par i małżeństw decyduje się na to, żeby jedna osoba pracowała, a druga zajmowała się domem i dziećmi. Najczęściej w domu zostają kobiety, aczkolwiek nierzadko już tę rolę przyjmują na siebie mężczyźni. Jak zatem traktować taką pracę? I czy w ogóle jest to praca?
Osoby, które pracują zawodowo też zajmują się domem i dziećmi, tylko w trochę mniejszym stopniu. Mają oprócz tego pensję. Ludzie, którzy rezygnują z kariery zawodowej, rezygnują z wypłaty, a pracę w domu wykonują większą. Zatem łatwo jest obliczyć wynagrodzenie za tzw. „siedzenie w domu” Utracony zarobek zawodowy za każdą godzinę plus dodatkowo czas, który poświęcamy dzieciom i mieszkaniu. Ten czas też kosztuje, a wie to każdy, kto płacił za nianię, żłobek, przedszkole, panią do sprzątania. Ponadto osoby zajmujące się domem nie mają swojego ubezpieczenia i prawa do emerytury za czas pozostawania bez pracy.
Matka, która zostaje z dziećmi w domu zwalnia miejsce w żłobku lub przedszkolu dzieciom, których oboje rodzice muszą pracować. Zwalnia też miejsce pracy osobom, które pracować muszą. Taka matka, będąca naszą sąsiadką może zaopiekować się naszym dzieckiem w razie niespodziewanej sytuacji lub choroby. Pomimo tego, obraz tych matek – skupiam się tu na kobietach, gdyż jednak jest to ogromna większość w przypadku takich osób – jest bardzo negatywny w społeczeństwie. Spotykamy się z określeniami „darmozjad”, „kura domowa”, a nawet „utrzymanka”.
Określenia te są bardzo krzywdzące. Praca w domu już kilka lat temu została wyceniona na około 1700 zł miesięcznie. Jest to niewiele mniej niż płaca minimalna. A zatem przy zajmowaniu się domem i dziećmi, zdecydowanie mówimy o pracy i to na pełen etat. Dodatkowo przecież taki model życia nie wyklucza dorabiania sobie w tzw. chałupnictwie: szyciem, rękodziełem, pisaniem, tłumaczeniem, korepetycjami itd.
Było już kilka pomysłów, projektów, aby takim osobom płacić za pracę wykonywaną w domu, jednak póki co, żadna partia rządząca nigdy nie wprowadziła tego w życie.
Ludzie muszą się tego nauczyć i przywyknąć do takiego modelu rodziny, a niewykluczone, że takie gospodarstwa domowe będą się pojawiać coraz częściej. To pewien powrót do korzeni, bo pewnie niejeden z nas pamięta ze swojego dzieciństwa mamę, ciocię, babcię, jako kobiety „siedzące w domu” i tworzące ciepły, pachnący jedzeniem dom. Ciekawe, co społeczeństwo powie na to, gdy taki dom będzie tworzył niepracujący zawodowo tata.